poniedziałek, 5 listopada 2018

„Nie mam na czynsz, a biali są na Księżycu” - „Pierwszy człowiek” Damiena Chazelle

Byłam ciekawa tego filmu ze względu na temat, Goslinga i mit jaki urósł wokół lądowania Neila Armstronga na Księżycu.

 21 lipca 1969 jako pierwszy człowiek, stanął na Księżycu. Wypowiedział słynne zdanie: „To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”. Tak zrodziła się amerykańska i światowa legenda, której zazdrościć mieli Sowieci.

Film walczy z legendą i mitem amerykańskich lotów w kosmos. Zamiast pięknych wyreżyserowanych podbojów, kosmicznej technologii widz widzi jak wiele ofiar pochłonął amerykański plan. Na przestrzeni 8 lat obserwujemy zmagania NASA w kosmicznym wyścigu z Rosją. Cały mój obraz amerykańskiej machiny kosmicznej ( filmy z Hollywood )legł w gruzach. Nie ma pięknych skafandrów, srebrzystych rakiet i fantastycznych kabin z zegarami. Są nity, blacha, śruby, spawy i masa błędów, na których uczy się NASA. Nawet sławna baza Houston to ciasna sala ze szwankującymi komunikatorami. W tym wszystkim jest człowiek, który zaledwie 60 lat temu nauczył się latać, ale coś go pędzi, coś go determinuje, żeby przechodzić ciężkie treningi, badania, testy, próbne loty. Ponosi porażki, traci życie, ale jest zastępowany przez kolejnych śmiałków, którzy nie potrafią zapomnieć o kosmosie. W tym wszystkim jest Neil Armstrong, grany przez Ryana Goslinga, wewnętrznie roztrzęsiony, zewnętrznie spokojny. Jego rola jest oparta o cierpienie jakim jest dla astronauty śmierć kilkuletniej córeczki i niezdolność ojca do wyrzucenia bólu. Wydaje się, że praca przy kolejnych projektach NASA jest dla Neila terapią, a jednocześnie śmierć córki daje mu odwagę wobec wyzwań. Według twórców filmu Armstrong dedykuje lot Apollo 11 i lądowanie na Księżycu swej córce, opuszczając w księżycową dziurę jej malutką dziecięcą bransoletkę. Gosling jest w tej roli bardzo przekonujący, konsekwentnie aktorsko oszczędny. Cierpi jako ojciec, mąż, który nie może sprostać swym rolom, astronauta, który nie potrafi uchronić się od błędów.



Czy Neil Armstrong był rzeczywiście najzdolniejszym astronautą NASA, godnym tego osiągnięcia? Film pokazuje, że nie. Projekt Gemini 8 i Apollo to pasmo kroków przybliżających Amerykanów do sukcesu, kosztem wielu ofiar. Armstrong był niezwykłym inżynierem, miał intuicję i opanowanie, ale jego sukces to wypadkowa wielu okoliczności, szczęścia.

Całość wydarzeń obserwujemy także oczyma jego żony, ciągle opuszczonej, zaniepokojonej, bez szans na jakieś porozumienie z mężem. W tej roli Claire Foy, wyrazista i mocna, zwłaszcza w scenie, kiedy wymusza na mężu, by porozmawiał z synami przed lotem. Jej dramat, kobiety odsuniętej na drugi plan, ale stojącej przy mężu, jest wręcz dotykalny, tym bardziej, że scenariusz nie obfituje w wiele wypowiedzi prywatnych, dając widzowi do zrozumienia jakie to jest trudne. W dobie starań o loty kosmiczne, ludzie mają problem z podstawową komunikacją i wyrażaniem własnych uczuć. Nawet spotkanie Neila i jego żony w czasie kwarantanny po powrocie z Księżyca jest ograniczone do spojrzenia i dotknięcia ust, szyby na znak pocałunku.




W filmie dominuje słownictwo technologiczne i obraz. Minimum słów, maksimum zbliżeń twarzy, detale. Widać pory skórne bohatera, można policzyć rzęsy. Kiedy zdjęcia są robione w kapsule kosmicznej, czujemy niemal jak kamera dotyka pokrywy kasku. Klaustrofobiczne wrażenie pozwala poczuć się jak uczestnik lotu, a montaż zdjęć i dźwięków podczas wirowania rakiety wyzwala mdłości u widzów. Kino bardzo różne od typowo hollywoodzkiego blichtru, podziwu dla bohatera i amerykańskiej propagandy. Kino sprawiedliwe wobec bohaterów historii, z ciągłym pytaniem w tle: Czy warto? Czy słusznie wydawać pieniądze podatników? Czy należy ścigać się z Rosją? Jedną z ważniejszych elementów filmu jest autentyczny song Afroamerykanina: „nie mam na czynsz, biali są na Księżycu, moja matka chora, a biali na Księżycu” – wstawiony do fabuły fragment dokumentalnego filmu z ulic amerykańskiego miasta.

„Pierwszy człowiek” ma gorzki smak i dlatego mi się podoba. Polecam.

Małgosia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz