niedziela, 15 listopada 2015

Solidarne z Paryżem


Stanisław Barańczak
CHIRURGICZNA PRECYZJA (fragment I)

„Chirurgiczne precyzja", którą się zachwala
w bombach najnowszej generacji:
taka rzecz, omijając wystawy Chagalla,
piaskownice, katedry i misie koala,

spada znad chmur dokładnie w komin restauracji,
nad rusztem robi skręt o dziewięćdziesiąt stopni
i, mknąc poziomo jak torpeda,
detonuje na czwartym od lewej orderze
na piersi dyktatora, który przy „hors-d'oeuvrze"
rechotał właśnie: „...Nafta?!... Im?!... nie, ani kropli..." -
a wybuch, który zdania dokończyć mu nie da,
nie draśnie śpieszącego już z „chili con carne"
kelnera, ojca czworga dzieci:
bomba godzi wyłącznie w cele militarne.
Nie balistyka (na niej znam się dosyć marnie:
na szkoleniu wojskowym czytać po raz trzeci
Virginię Woolf pod stołem - to umiałem dobrze,
ale o bombach albo czołgach
nie chciałem wiedzieć więcej niż to, co konieczne,
to znaczy, że są dla mnie bardzo niebezpieczne)
wygląda podejrzanie w tej przechwałce/groźbie;
nawet nie bombastyczność, jaką chce mnie ołgać
dyżurny specjalista od Public Relations,
gdy znów coś kosztownego zbroją
zakłady zbrojeń; jeśli czymś mnie straszy/śmieszy
rozdęcie słów w zeppelin (też „precyzyjniejszy"
i „bezpieczniejszy" jeszcze w chwili, gdy już płonął)
sloganu - nie o jego przesadę chodzi,
lub o to, czy w nim wytropimy
„non sequitur", pytając: „Więc jakim to sensem
zazębia się chirurgia z bombą: krwawym mięsem?".
Mniejsza o bombę - ale czemu mam się zgodzić,
że „chirurgia" z „precyzją" to dwa synonimy?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz