czwartek, 28 stycznia 2016

Polonistki po godzinach – „Dziewczyna z portretu”

Małgosia: No i znowu się nie pokłócimy – film był świetny!

Kasia: To prawda, kolejne miłe, ale i zaskakujące doświadczenie!

Małgosia: Nietuzinkowy Eddie Redmayne, poruszająca Alicia Vikander, zachwycające obrazy i przepiękna Kopenhaga z lat 20. ubiegłego stulecia – tak w skrócie można opisać film „Dziewczyna z portretu” w reżyserii Toma Hoopera. A wszystko to jest częścią niezwykłej, zwłaszcza jak na tamte czasy, historii o mężczyźnie, który tak naprawdę zawsze czuł się kobietą.

Kasia: Powiedzieć, że „Dziewczyna z portretu” jest obrazem kontrowersyjnym, to jak skłamać. To coś więcej. Temat wzięty tutaj na warsztat nadal – choć upłynęło przecież prawie sto lat – jest szokujący, ale Tom Hooper i scenarzystka, Lucinda Coxon, prezentują odbiorcom opowieść, która nie tyle co zadziwia, a wzrusza. Wzrusza tym bardziej, że historia, jaką widzimy na ekranie, wydarzyła się naprawdę. Wzrusza, bo jest lekcją tolerancji dla nas samych.



Małgosia: Einer Wegener jest niezwykle wrażliwy. To artysta w każdym calu. Jest nieprzenikniony, w pewien sposób niewinny, delikatny. Jego twórczość, na którą składają się krajobrazy rodzinnej miejscowości, Vejle, podobają się znawcom i miłośnikom sztuki. On sam nie czuje się przesadnie komfortowo, będąc na świeczniku. Nie lubi wystawnych spotkań, balów. Dni upływają mu na poszukiwaniu odcienia farby, by oddać klimat duńskich fiordów na swoich pejzażach. Zupełnie odwrotnie niż jego żona, Gerda, która tak jak i on jest artystką, choć niestety niedocenioną. Poszukuje idealnej modelki, modela do swoich portretów i marzy o dziecku. Einar i Gerda różnią się temperamentem, ale kochają się ponad wszystko. I właśnie to „ponad wszystko” wkrótce wyjdzie im naprzeciw. Nadejdą chwile, podczas których więź, jaka łączy tych dwojga, zostanie wystawiona na próbę. To właśnie Gerda intuicyjnie zaproponuje swojemu mężowi pozowanie do obrazu tancerki i obudzi tkwiąca w nimi Lili, dlatego tak potem przeżywa dramat zagubionego męża, obwiniając się o wszystko.



Kasia: Trudno jest mi powiedzieć, jeśli miałabym wybrać tylko jeden temat, o czym tak naprawdę jest „Dziewczyna z portretu”. Transgenderyzm, transseksualność Einara są tu niewątpliwie sprawami najważniejszymi. Ale film Hoopera to przede wszystkim historia o zmianie, z którą przychodzi się zmierzyć. O ludziach niepotrafiących odnaleźć się w nowej sytuacji. O poszukiwaniu własnej tożsamości. Próbie odpowiedzi, co lub kto mnie definiuje. O miłości. Przyjaźni. O wielkim oddaniu. I o utracie najbliższej osoby. A także o tym, że czasem nie ma winnych, ale są ofiary.

Małgosia: W „Dziewczynie z portretu” ujmują momenty, kiedy na ekranie widzimy samego Eddiego Redmayne’a, przeobrażającego się w Lili Elbe. Scena, w której Einar stoi nagi przed lustrem, przykłada do ciała suknię, gładzi materiał, przyjmuje kobiece pozy jest jedną z najważniejszych, najbardziej intymnych scen w całym filmie. Obnażone zostaje uczucie Einara, jakim darzy on Lili… swoje alter ego, a właściwie prawdziwą wersję siebie, która wkracza na salony jako jego własna kuzynka. Rozumiemy jego zachwyt nad kobiecością. Kiedy Gerda obserwuje, że zabawa posunęła się za daleko, prosi męża o to, by skończył „przebieranki”, on próbuje to dla niej zrobić. I widzimy kolejną bardzo mocną scenę, kiedy Einar  zmywa makijaż, ściąga perukę i zakłada męskie rzeczy. Kiedy Gerda wraca  do domu, widzi kruchą, bezbronną Lili w przebraniu mężczyzny. Poza w jakiej siedzi na kanapie Einar, splecione dłonie, delikatne dotykające podłogi stopy, biała obca koszula uświadamiają Gerdzie, że zmiana jest nieodwracalna. Jesteśmy wzruszeni jego delikatnością. Przejęci tym, jak bardzo jest zagubiony. Zaczynamy współodczuwać razem z obojgiem bohaterów.

Kasia: Zarówno gra aktorska Eddiego Redmayne’a jak i Alicii Vikander jest fenomenalna. Oboje są prawdziwi w swoich emocjach. Każdy z kreowanych przez nich bohaterów, choć ma zupełnie inną perspektywę, staje przed, zdawałoby się, niemożliwym. Bardzo prawdopodobne, że Eddie Redmayne zdobędzie kolejną statuetkę, a Alicia Vikander postawi na swojej półce pierwszą. Oboje – właśnie za udział w tym filmie – zostali nominowani przez Akademię.

Małgosia: Oboje tworzą swoje role inaczej. Eddie Redmayne buduje swoją rolę, pracując z całym ciałem. Właściwie musiał stworzyć dwie role, z osobną powierzchownością, głosem, gestykulacją, ale także z jakimś wspólnym mianownikiem. Jest bardzo wiarygodny i piękny w obu wcieleniach.  Alicia Vikander  gra twarzą, emocje jej bohaterki widoczne są w jej oku, uśmiechu, łzach, wytwornie uniesionym papierosie w cygaretce. Najpierw jest wyzwoloną, pewną siebie artystką, potem rozdartą w myślach żoną, samotną kobietą, która czuje się sprawczynią i ofiara tego, co się stało. Jej dramat jest tak samo ważny i widoczny jak Einara. Obie stwierdziłyśmy, że chyba jednak bardziej ona nas urzekła.



Kasia: I te jej sukienki, niebieską kreację chętnie widziałabym w swojej szafie!




Małgosia: To po prostu szał. Lata 20. XX  wieku ze swoją modą to pakiet do przeniesienia bez przeróbek na wybiegi, do współczesnych szaf. Te kapelusze, szeleszczące, błyszczące materiały, szale. Miałam od dawna ochotę na kostiumowy film i ten mnie usatysfakcjonował, zarówno w kreacjach damskich i męskich. Kostiumy Einara są niepowtarzalne. Zresztą zmysłowość jest jednym z tematów filmu, postrzeganie świata poprzez wrażenia kolorystyczne, dotykowe, wpływ rzeczy na naszą psychikę, poszukiwanie wizerunku, który by pasował do osobowości.

Kasia: Malarstwo było częścią życia Wegenerów i w filmie też obserwujemy rozwój twórczy malarskiej pary. Gerda zyskuje główny temat swoich portretów – piękną Lili. Traci męża, a zyskuje sławę i uznanie, Einar odnajduje swoją prawdziwą naturę, ale rozstaje się z malarstwem, nie sięga więcej po paletę.



Małgosia: Film jest malarski w zdjęciach i montażu. Ulice Kopenhagi, targ rybny z połyskującymi w słońcu rybimi kształtami, maszty łodzi kołyszące się w kanale, czy też duńskie fiordy – wszystkie te obrazy są pięknie sfotografowane i zawsze korespondują ze stanem bohaterów.

Kasia: Gerda widzi po raz pierwszy widok z Vejle, który tak obsesyjnie malował jej mąż, już po jego śmierci i rozumie pełną naturę partnera. Zachwyca się nim jako malarka i jako kobieta.

Małgosia: Ta scena to właściwe pożegnanie Gerdy z Einarem – Lili, szal, który dostała od niej wyszarpuje z jej szyi wiatr i unosi nad zatoką… Symboliczny obraz oznaczający wolność, swobodę, artyzm…

Kasia: „Dziewczyna z portretu” to przepięknie opowiedziana historia. To obraz, który uwrażliwia nas zarówno jako widzów, jak i jako ludzi.

Małgosia: Majstersztyk aktorski, piękne zdjęcia, piękne kostiumy.  Polecamy!

Kasia: A co następnym razem? „Pokój”? „Brooklyn”?

Małgosia: Na pewno coś wybierzemy!

     Poza klawiaturą:        - Gdzie zdobyć taką niebieską sukienkę?  Boska!

                                          - I kapelusz…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz