Wydawało
mi się to niemożliwe, że spodoba mi się inna serialowo – filmowa wersja „Ani z
Zielonego Wzgórza” niż ta z z Megan Followes w roli głównej. A jednak nowa
produkcja to dla mnie serial roku. Scenarzystką nowej wersji przygód słynnej
Ani jest zdobywczyni Emmy - Moira Walley-Beckett („Breaking Bad”). Każdy
odcinek wywoływał we mnie tak wiele emocji, że aż trudno to opisać.
„Nowa”
Ania różni się zasadniczo od tej znanej z powieści Montgomery i dotychczasowych
ekranizacji. Przede wszystkim uwagę skupiają jej traumatyczne wspomnienia i
koszmary z czasów przebywania w sierocińcu i patologicznych rodzinach. Wyłania
się z niej prawdziwa feministka – w szkole, kiedy głośno mówi o miesiączce (jest nią jednak zaskoczona i nieszczęśliwa z jej powodu) i
rosnącym biuście, czy kiedy próbuje wykonywać męskie prace, by udowodnić, że francuski chłopiec zatrudniony w gospodarstwie nie jest Mateuszowi potrzebny. Zostaje odrzucona w szkole, kiedy okazuje
się, że dzięki przebywaniu w domu pani Hammond doskonale orientuje się w
sprawach seksu. Inne dziewczynki sprawy menstruacji i szeroko rozumianej intymności
do tej pory traktowały jako temat tabu… Ania zaś za największą karę uważa słowa
pastora, że kobieta ma być przede wszystkim… żoną. Oczywiście jest to po części
Ania, którą znamy z książki, czyli
dziecko samotne, niekochane, przerażone i bardzo smutne, ale też pokręcone,
mające tendencję do tworzenia wyimaginowanych światów (w książce to było urocze, tu jest niepokojące) i często agresywne i wybuchowe.
Serial
wprowadza wiele innych nowych wątków, głównie po to, by lepiej nakreślić tło
psychologiczne postaci – Gilbert opiekuje się śmiertelnie chorym ojcem, który
wkrótce umiera, Maryla nie może pogodzić się z utratą swojej niespełnionej
miłości, Mateusz, kiedy jedzie po sukienkę dla Ani, spotyka swoją dawną, największą miłość, zastanawia się nawet nad samobójstwem. Samotność Cuthbertów
tłumaczona jest traumą po przedwczesnej śmierci ich brata. Kiedy Maryla zgubi broszkę,
zagrozi Ani, że odeśle ją do sierocińca. To spowoduje ze Ania ucieknie a
Mateusz będzie ścigał ją na koniu ze wszystkimi przeszkodami, jakie mogą go po
drodze spotkać, łącznie z wypadkiem i znalezieniem się w szpitalu, a także spotkaniem
pedofila na dworcu. Cały pierwszy sezon kończy się zaś sprowadzeniem (w celu
ratowania domu) na Zielone Wzgórze tajemniczych lokatorów…
Warto
wspomnieć również o przepięknych kadrach. Zwłaszcza dzikie, nieco surowe,
romantyczne plenery. A do tego jeszcze dopracowane kostiumy (wymarzona sukienka Ani z bufkami jest przepiękna!) i klimatyczne
wnętrza… w mgnieniu oka przenosimy się w XIX wiek, do malowniczej, małej
miejscowości, w której życie toczy się powoli, a ludzie zajmują się przede
wszystkim swoimi drobnymi, prozaicznymi sprawami. Pozornie...
Serial
to przede wszystkim emocje, ale czy właśnie taka nie była Ania? Czy bohaterka
na każdym kroku nie słyszała zdania „za dużo dramatyzujesz”? „Ania,
nie Anna” stawia na realizm, a nawet
flirtuje z naturalizmem, ale koniec końców widzom zawsze udziela się pozytywna
postawa głównej bohaterki. Ta bowiem, w kreacji absolutnie cudownej Amybeth
McNulty, wręcz zaraża energią, w odpowiednich momentach bawiąc i wzruszając. Mam też wrażenie, że pod wpływem tej produkcji warto jeszcze raz sięgnąć do książki i przeczytać ją pod innym kątem, a nawet zaproponować jako lekturę starszej młodzieży...
Serial
polecam z całego serca i nie mogę doczekać się drugiego sezonu!
Kasia
Bardzo mnie ten zwiastun filmu i ta recenzja zaintrygowały.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto obejrzeć!
Usuń