Po
przeczytaniu książki Moniki Więckowskiej „Nie bój się, wypłyń na głębie…” przez
kilka dni nie mogłam dojść do siebie. Po pierwsze dlatego, że domyślam się, iż
opisywane tam doświadczenia dotyczą samej autorki. Po drugie, z takim problem
boryka się moja znajoma, po trzecie – uświadomiłam sobie, że w moim otoczeniu
jest zapewne więcej takich osób. Pomysł jest niezły – dziennikarka chce
przeprowadzić wywiad z ofiarą, która mówi, że najlepiej jej emocje oddadzą
pisane listy do Pan Boga. Jest ich 20, bo tyle lat trwało piekło mądrej,
wrażliwej, wykształconej kobiety.