poniedziałek, 12 lutego 2018

„Nowy” pokazuje świetny zespół - „Dom Bernardy Alba” w reż. M. Miklasz



Małgosia:  
Równina
drzew oliwnych
mrokiem okryta,
jak wachlarz się otwiera
i zamyka.

Ponad gajem oliwnym
trwa nachylone niebo.
Spadają chłodne gwiazdy
ciemną ulewą.
Na mglistym brzegu rzeki
drży półcień i szuwary,
i pomarszczył się wiatr
szary.
Z oliwek
ciężko zwisają krzyki.
To chmara
ptaków uwięzionych
rozpościera w ciemnościach
długie ogony.

F. G. Lorca, przełożyła Irena Kurao-Bogucka

Uwielbiam poetów wśród prozaików, a tu mamy sytuację, w której dramatopisarz, Federico Garcio Lorca, wykorzystuje swoje doświadczenia poetyckie i nawleka elementy historii jak koraliki na andaluzyjską bransoletę w atmosferze duszności, upału i tajemnicy.

Kasia: Rzeczywiście, realizatorzy postarali się były odczuwalne, wpisane w sztukę stany, upał, duchota, walka bohaterów ze spiekotą dnia i ich nocne wędrówki po patio.

Małgosia: Czułam nawet końskie zapachy przenikające gdzieś z boksów w pobliżu domu.

Kasia: Do tego pełne wrażenia dźwiękowe: dzwony kościoła, cykady, które w kulminacyjnej scenie wciskają się do mózgu bohaterów i widzów, odgłosy zamkniętej starej matki, hiszpańskie pieśni i niepokojący instrumentalny podkład.

Małgosia: W tej otoczce dom Bernardy Alba staje się rzeczywisty. Obserwujemy główną salę domu, ale bohaterki dają się podglądać w swoich pokojach, dzięki specjalnie zaaranżowanej przestrzeni – bocznym przeszklonym korytarzom.

Kasia: Widz ma szansę  obserwować osoby dramatu we wzajemnych relacjach, a także w indywidualnych prezentacjach.

Małgosia: Powiedzmy w końcu o czym jest ta sztuka…

Kasia:  Oto po śmierci męża Bernarda Alba zostaje sama z pięcioma córkami i decyduje o ośmioletniej żałobie, podczas której żadna nie wyjdzie poza granice domu. Dla matki gorszące jest nawet wystawanie w oknie lub pod płotem domu. Zaczyna się trochę baśniowo – wdowa, pięć córek gotowych do zamążpójścia, w oddali tajemniczy mężczyzna, którego każda chciałaby dla siebie, do tego mnóstwo niedopowiedzeń i tajemnic…



Małgosia: Klasyczna przemoc domowa. Represyjny rodzic.

Kasia: Dla córek jest to stan, którego udźwignąć nie mogą, nie potrafią. Każda z nich radzi sobie z tym inaczej i płaci za to inaczej. Angustias – najstarsza,  łapie się planu zamążpójścia za Pepe Romano, jedynej możliwości wyrwania z domu.

Małgosia: Magdalena w niemym seansie obwija piersi bandażem (niejasność płciowa). Martirio śpi ze zdjęciem ukochanego siostry. Amelia staje się wyuzdaną i zboczoną.

Kasia: A Adela zdradza siostrę z Pepe Romano i popełnia samobójstwo.

Małgosia: „Uwięzione ptaki” jak napisał Lorca dziczeją, popadają w szaleństwo, dziobią się i unicestwiają. Tak jest z córkami Bernardy. Matka nie zaznawszy szczęścia w życiu odmawia im prawa do własnego, choćby krótkiego  przejawu szczęścia.

Kasia: Bernardę zagrała Antonina Choroszy, nazywana przez nas królową Nowego. Patos, dokładność słowa, przemyślany każdy gest i ruch. Próbuję być facetem w spódnicy, twardą ręką wychować córki, niestety przez to nikt nie jest szczęśliwy. 

Małgosia: Jestem zachwycona Małgorzatą Łodej – Stachowiak w roli Poncji. Świetny łącznik pomiędzy nieszczęściem matki a nieszczęściem córek. Jest znakomita w scenie, w której wymachuje chustą imitując klimatyzację, jednocześnie wypowiadając monolog o sytuacji we wsi.

Kasia: Cała piątka córek to zaś  postacie zindywidualizowane, które łączy potrzeba miłości i wyrwania się do świata zewnętrznego. W Amelii, Augustias, Adeli, Martirio i Magdalenie kotłują się więc najrozmaitsze emocje - przechodzą one od aktów desperacji i napadów szału po absolutną pokorę i uległość wobec matki, zmieszaną ze strachem. Każda z aktorek – świadoa swego ciała Dorota Abbe, Edyta Łukaszewska, Anna Lngner, Justyna Pawlicka – Hamade i Julia Rybakowska przekonały mnie.




Małgosia: Nie ma mężczyzn w tym spektaklu (Michał Kocurek gra służąca Anę) i w tym dramacie. Zadziwiające, że my kobiety potrafimy sprawić sobie ból, nie potrzebujemy do tego mężczyzn i ich testosteronu.

Kasia: Jednak trzeba przyznać, że w postaci An czuć pierwiastek męski, całkowicie jednak zdominowany osobowościami i nastrojami kobiet. Nic nie mówi, lekko się tylko uśmiecha, ciekawi ją to, co dzieje się dookoła niej, jednak równocześnie wyłączona jest z głównego biegu zdarzeń Ana jest więc wiecznie obecnym cieniem w bezkształtnej spódnicy, cichym wykrzyknikiem sumienia - nie komentuje, nie ocenia, nie narzuca się, po prostu jest. Nie zapominajmy o Marii Josefie (Irena Dudzińska). Ofiara Bernardy? A może córka była jej wierną kopią? Dlaczego jest więziona? Dlaczego postradała zmysły?



Małgosia: Bardzo dobry spektakl dzięki współgraniu wszystkich elementów. Świetny zespół, który potrafi wypluć na scenie trzewia, żeby pokazać człowieczą ułomność. To kosztuje, widać w twarzach i ciałach aktorów podczas braw, ale za to kochamy artystów. Takie spektakle lubię.

Płacz, krzyk, rozpacz na scenie a moje osobiste katharsis.

KASYDA O PŁACZU
Zamknąłem drzwi od balkonu,
bo nie chcę słyszeć płaczu,
lecz spoza szarych murów
 nic się nie słyszy prócz płaczu.

Mało jest aniołów śpiewających,
mało jest psów co szczekają,
a w mej dłoni tysiąc skrzypiec się mieści .

Płacz jest niczym pies olbrzymi,
płacz jest jak anioł olbrzymi,
 płacz jest jak skrzypce olbrzymie;
nadmiar łez knebluje paszczę wiatru
i nie słychać nic prócz płaczu.

F. G. Lorca, przełożyla Zofia Szley

Kasia: Czapki z głów przed całą obsadą Nowego. Zrobiliście kawał dobrej roboty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz