Rozgorzała dyskusja po wydaniu Ani przez wydawnictwo „Marginesy” z nowym tłumaczeniem Anny Bańkowskiej. Czy można tak robić czytelnikom, fanom całej serii? Czy można tak zmieniać obraz całego Zielonego Wzgórza? Dlaczego? Po co?
Anna Bańkowska ze spokojem lingwisty i entuzjazmem wielbicielki Ani odpowiada ”TAK” i broni się w swych wyjaśnieniach. Nie, nie, że broni się i tłumaczy, raczej całkowicie wyjaśnia konieczność rzetelnego, wiernego oryginałowi tłumaczenia. Spodziewała się afery, bo powieść kultowa, a czytelnicy są niewolnikami przyzwyczajeń. Ale jak sama mówi – nie mogła inaczej… Jej rzetelność nie pozwalała jej pozostawić „upolszczonej” wersji od czasów Bernstienowej i pierwszego tłumaczenia.
Wróciła do oryginalnych imion, tytułu i nazewnictwa. Tytułowe szczyty to życzenie autorki od samego początku i jej ubolewanie, że zostały wymienione na łagodnie brzmiące wzgórze. Tymczasem szczyty oddają architekturę kanadyjskich domów i takie znała autorka. Nie chodziło jej o pagórki, wzgórza, tylko o spiczaste dachy. Tłumaczka przywróciła oryginalne imiona bohaterów, bo nikt w Kanadzie nie miał na imię Karolek czy Mateusz.
Książka
zyskuje, dzięki temu tłumaczeniu, wymiar, który jest naturalny dla najmłodszych
czytelników. Oni nie mają przyzwyczajeń i sentymentów związanych z pierwszą
lekturą powieści. Anglojęzyczne imiona wydają im się naturalne, nie znają
pojęcia facjatka oraz sceny z kroplami walerianowymi.
81-letnia
Bańkowska odważyła się zrobić to, czego nikt nie miał dotychczas odwagi.
Stanęła po stronie autorki i jej biografów.
Polecam
wywiad jakiego udzieliła tłumaczka w „Big Book Cafe”
https://z-p3-upload.facebook.com/wydawnictwomarginesy/videos/3182449205367459/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz