Kasia:
Październikowy, sobotni, zimny wieczór. Idealny na teatr! Cały czas żałowałam, że
jednak tym razem nie mogłaś pójść. Moi uczniowie z koła „POPkulturalne
rozmowy…” byli jednak zadowoleni!
Małgosia:
Opowiadaj ze szczegółami! Jestem ciekawa Twoich wrażeń. „Krakowiacy i górale”
to sztuka, która od początku nie była jasna do odczytania.
Kasia:
„Krakowiacy i górale” w 1794 roku wywołały rewolucję. O
tekście Bogusławskiego było głośno, gdyż pod pozorem historii miłosnej
opowiadał o bardzo ważnych sprawach narodowych. Osnowa fabuły to
konflikt o kobietę. Młynarzówna Basia sprzyja krakowiakowi Staśkowi, ale ojciec
przyrzekł już ją góralowi Bryndasowi. Gdy na weselu Baśka decyduje się na
Stacha, obie społeczności wchodzą w ostry konflikt. Rozstrzyga go głodujący
student Bardos, wyrzucony z akademii i pętający się po bezdrożach. Tytułowy
„cud mniemany” to użycie prądnicy elektrycznej - wykształcony żak razi
niesfornych górali prądem (Kmiecik zmienił trochę oryginał. Bardos sięga raczej
po hipnotyczne narzędzie, przedziwny instrument, emitujący dźwięki fal. Jego
dźwięk, straszliwie nieprzyjemny, wprowadza wojowniczych chłopów w stan jakby
hipnozy, zawieszenia.)
Małgosia: Sztuka powstała w okresie zaborów… Historyk teatru prof. Anna Kuligowska-Korzeniewska wypowiada się, że traktuje się tę operę jako pobudkę do powstania kościuszkowskiego.
Kasia: Nie mamy jednak wątpliwości, że dzieło Bogusławskiego miało
dodać otuchy wielu Polakom w okresie zaborów. Poza tym w partiach chóralnych
występują nieprzypadkowo słowa „Wolność” i „Całość”. „Niepodległość”. Mam
wrażenie, że w spektaklu w reżyserii Michała Kmiecika jest podobnie. Wiele
wątków pozostaje nadal aktualnych. Ze sceny padają słowa o studenckiej niedoli,
o Kościele zatroskanym o swój majątek, o roli inteligencji w polityce, wreszcie
o głupocie ludzkiej. I najważniejsze – tekst został unowocześniony w
nienachlany sposób.
Małgosia:
Tak lubimy, jak klasyka zderza się z
nowoczesnością.
Kasia:
I dlatego największą zaletą spektaklu jest połączenie starego z nowym. Uwagę
zwraca choreografia Maćko Prusaka, współczesna, mocna rockowa muzyka pod
kierownictwem Adama Domurata i kostiumy Julii Kosmynki, które zgrabnie łączą
motywy ludowe ze współczesną modą. Mamy więc studenta w jeansach, zalotną
młynarzową Dorotę w kwiecistych szpilkach. Krakowiacy ubrani są jak ludowi
hipsterzy, a górale to odziani w białe skóry motocykliści.
Małgosia:
Hm… Ale czy to czemuś służy? Przecież zawsze zadajemy pytanie: po co i
dlaczego?
Kasia: Kostium ma już znaczenie w mocnym początku poznańskiego spektaklu Michała Kmiecika, który sytuuje Bogusławskiego w historycznym kontekście - rewolucji francuskiej oraz jej polskiego odprysku, insurekcji kościuszkowskiej. Jeszcze przed opuszczoną kurtyną zjawia się Marianna (Ewa Szumska). Na scenie ma na sobie czapkę frygijską, prostą, szarą suknio-spódnicę na szerokich szelkach z przypiętą do niej okrągłą trójkolorową kokardą. Po chwili zsuwa jednak kawałek sukni. Wolność wiodąca lud na barykady z obnażoną piersią, jak na obrazie Delacroix. Śpiewa a cappella „Dalej chłopcy, dalej żywo”. Refren kończy: „harda w nas dusza, nie boimy się kontusza” (zamiast, jak w wersji lepiej znanej, „nie boim się Rusa, Prusa”).
Małgosia: Jak w takim razie ten ciekawy kostium łączy się ze scenografią?
Kasia: Wiesz, że zawsze zwracam uwagę na scenografię. W tle nadal góruje młyńskie koło, jednak podkrakowska wieś, miejsce akcji, wyraźnie się zmodernizowała. Nad sceną wiszą uliczne sygnalizatory i dźwigi, w głębi sztuczna palma. Pośrodku skateparku, arena zmagań zwaśnionych gangów. Osoby spostrzegawcze odnajdą w wielu scenograficznych elementach drugie dno. Scenografka Justyna Łagowska, wykorzystała w spektaklu proste, wyraziste symbole. Mamy tu zatem warszawską palmę, gdańskie stoczniowe żurawie, poznańskie koziołki, kapliczkę Matki Boskiej, która w wielu sytuacjach stanowi dla bohaterów „ostatnią deskę ratunku”. W scenie bitwy między krakowiakami i góralami bohaterowie rebelii zamiast klasycznej broni przywdziewają kartonowe czołgi, wyciągnięte lufy stają się w pewnym momencie pałkami, którymi aktorzy okładają się wzajemnie. To z kolei aluzja do licznych konfliktów zbrojnych, targających nie tylko odległe zakątki świata, choćby Syrię, lecz także bliską Ukrainę.
Małgosia: Jak w takim razie ten ciekawy kostium łączy się ze scenografią?
Kasia: Wiesz, że zawsze zwracam uwagę na scenografię. W tle nadal góruje młyńskie koło, jednak podkrakowska wieś, miejsce akcji, wyraźnie się zmodernizowała. Nad sceną wiszą uliczne sygnalizatory i dźwigi, w głębi sztuczna palma. Pośrodku skateparku, arena zmagań zwaśnionych gangów. Osoby spostrzegawcze odnajdą w wielu scenograficznych elementach drugie dno. Scenografka Justyna Łagowska, wykorzystała w spektaklu proste, wyraziste symbole. Mamy tu zatem warszawską palmę, gdańskie stoczniowe żurawie, poznańskie koziołki, kapliczkę Matki Boskiej, która w wielu sytuacjach stanowi dla bohaterów „ostatnią deskę ratunku”. W scenie bitwy między krakowiakami i góralami bohaterowie rebelii zamiast klasycznej broni przywdziewają kartonowe czołgi, wyciągnięte lufy stają się w pewnym momencie pałkami, którymi aktorzy okładają się wzajemnie. To z kolei aluzja do licznych konfliktów zbrojnych, targających nie tylko odległe zakątki świata, choćby Syrię, lecz także bliską Ukrainę.
Małgosia:
Masa znaczeń, sensów. Czy aby nie zbyt wiele? Jak w tym wszystkim wkomponowali
się aktorzy?
Kasia:
W spektaklu wystąpili prawie wszyscy aktorzy Polskiego. Rewelacyjnie wypadła
Agnieszka Findysz (podobała mi się już w „Drugim spektaklu”).
Małgosia:
Mnie też. Zwracała na siebie uwagę.
Kasia:
Ironicznie przerysowała postać Basi. Trudny i archaiczny język tekstu
Bogusławskiego z jej ust brzmiał bardzo naturalnie. Na uwagę zasługuję również
wspomniana już Ewa Szumska, kokieteryjna Barbara Kwiatkowska w roli Doroty,
Barbara Prokopowicz jako Zosia. Naturalnie wypadł Piotr Kaźmierczak grający
Bryndasa – górala z krwi i kości oraz Jakub Papuga w roli krakowskiego studenta
Bardosa.
Małgosia:
A finał? Czy postawił kropkę na i?
Kasia: W finale
wreszcie wszystkie postaci gromadzą się z tyłu sceny, odgrodzone metalową
barierą. Aktorzy machają flagami, krzyczą, wreszcie – przewracają barierę,
biegną przed siebie. Wolność? Światło gaśnie. Mam wątpliwości, czy zgoda między
krakowiakami, a góralami była prawdziwa.
Małgosia: Szkoda, że nie mogłam być tym razem w Polskim. Zawsze
mam apetyt na duże przedsięwzięcia, soczyste kostiumy i bogate scenografie.
Kasia: Michał Kmiecik, pod wodzą Macieja Nowaka – dyrektora
artystycznego – moim zdaniem stanął na wysokości zadania. Spektakl ma niezłe
tempo, ciekawe rozwiązania, gorzki ironiczny wydźwięk. Sarkazm i komizm nie przyćmiewają
najważniejszych spraw, a sprawiają, że tekst nie „przygniata” widza. Niedosyt, mimo wszystko, pozostaje przy wątku politycznym. Mam
wrażenie przerwania go, niedokończenia. Stanisław August Poniatowski,
Kościuszko i…. Marianna – ich zadanie rozpływa się, nie ma tutaj silnego
zakończenia wątku.
Małgosia: Taki spektakl to duży sprawdzian dla zespołu teatru. Wszyscy na
scenie. Wieloznaczność i temperatura tekstu. Czy mam klaskać, choć nie
siedziałam tym razem na widowni?
Kasia: Brawo Teatr Polski! Twórcy kolejny raz pokazali, że warto
sięgać po klasykę! Przecież można się nią bawić, pokazać „po nowemu”,
wykorzystać nowoczesne rozwiązania! Mocna 5!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz