Kasia: Teatr Muzyczny zafundował nam musical z prawdziwego
zdarzenia! Było kolorowo, głośno, idealnie!
Małgosia: Było wszystko to, co prawdziwy
musicalowy hit mieć powinien: przepiękne głosy, kapitalnie zaśpiewane songi,
komizm połączony z liryką, oprawa scenograficzna i kostiumowa.
Kasia: Bałam się trochę ciągłego
porównania do filmu z Whoopi Golberg w roli głównej, tutaj jednak historia
barowej piosenkarki Deloris Van Cartier, która została przypadkowym świadkiem
morderstwa dokonanego przez jej kochanka i w ramach pomocy oferowanej przez
policję zostaje wysłana do klasztoru, została zdecydowanie odświeżona i
unowocześniona.
Małgosia: Jeśli o główną bohaterkę chodzi…
W spektaklu, który miałyśmy okazję zobaczyć 2 października w rolę Deloris
wcieliła się charyzmatyczna Olga Szomańska. Wokół niej koncentrowała się akcja
i to ona przede wszystkim ściągała uwagę widzów. Pani Olgo, Pani voice… Czy
Pani widziała, że wszystkie fotele jurorów odwróciły się po pierwszej frazie?
;-)
Kasia:
Postać była wyrazista, barwna, czułam naturalność, zarówno, kiedy Szomańska
wcielała się w barową piosenkarkę, jak i wtedy, gdy już w habicie dyrygowała
klasztornym chórem.
Małgosia:
Rola wyrazista, interpretacja piosenek doskonała.
Kasia:
Nic dziwnego skoro autorem muzyki jest Alan Menken - laureat nagrody Tony oraz
zdobywca ośmiu statuetek Amerykańskiej Akademii Filmowej. Poznańską wersję
wyreżyserował Jacek Mikołajczyk, a kierownikiem muzycznym spektaklu jest Piotr
Deptuch, znany już nam z takich dzieł jak „Jekyll&Hyde” i „Evita”. Nie
zabrakło takich hitów jak „Take me to heaven”, „Raise your voice” oraz
tytułowego „Sister act”. Wszystkie w polskiej wersji językowej autorstwa Jacka
Mikołajczyka.
Małgosia:
Dla mnie dużą przyjemnością było słuchać Barbary Melcer, którą widziałam na
żywo wiele lat temu w „Metrze” Józefowicza, Stokłosy i której kibicuję do
dzisiaj. Jej piosenki nie były tak żywiołowe, miały ten liryzm i dojrzałość.
Kasia:
Wyrazista matka przełożona wygrywa oszczędnością gestów, bez przesadnych trików
aktorskich. Warto wspomnieć również o rolach męskich. Najbardziej przypadł mi
do gustu Marcin Słabowski, który wcielił się w rolę Eddigo Souther’a („Mokrego
Eddiego"). Zachwycił mnie swoją naturalnością, a jego piosenka o
samotności chwytała za serce.
Małgosia:
Nie możemy zapomnieć o Tomaszu Steciaku – Curtisie, czy Arnoldzie Pujszy –
księdzu. Ich role były zagrane w punkt! Wątek gangsterski, dość przerysowany,
był bardzo komiczny, a inscenizacje pościgów bardzo dynamiczne i groteskowe.
Kasia:
Podobała mi się Katarzyna Tapek w roli siostry Marii Robert – młodej
postulantki, która przechodzi pewną przemianę na oczach widza. Zresztą cały
zespół spisał się na medal. Każda z „chórzystek” wniosła do spektaklu coś
wyjątkowego.
Małgosia:
Siłą zespołu była jego różnorodność fizyczna, temperamentna, głosowa. Każda
postać, zgodnie z założeniami musicalu miała swoje 5 minut na scenie.
Kasia:
Kostiumy – nieodłączny element Brodwayu to…. sama nie wiem. Z jednej strony
rozumiem koncepcję szalonych występów sióstr i wizję ich strojów. Z drugiej w
finałowej scenie czułam przesadę.
Małgosia: Musical może sobie
pozwolić na taki blichtr, bowiem jest formą synkretyczną. Łączy całe bogactwo
nurtów, stylów muzycznych, teatralnych. Wykorzystuje konstrukcje
dramatyczno-muzyczne z ogromnej tradycji europejskiej. W „Zakonnicy w
przebraniu” mamy do czynienia z elementami rewii, variete i cekiny, brokat były
jak najbardziej w finale na miejscu. Tak samo dekoracja… Momentami
minimalistyczna, np. podczas scen na posterunku, innym razem – jak na musical
przystało – była kolorowa, rodem z telewizyjnego show.
Kasia:
Wyszłam z musicalu z poczuciem wspaniale spędzonej niedzieli. I co
najważniejsze, nasi uczniowie również byli zachwyceni.
Małgosia:
Nie wiem, czy nie powtórzymy tego w grudniu…Czekamy na kolejne wielkie musicale
w Teatrze Muzycznym, po „Skrzypku…” , „Jezus Christ…” , „Hello Dolly”,
„Zakonnicy…” czas być może na „Koty”, „Hair”… Poczekamy, zobaczymy!
Kasia:
Dlaczego nie!
Zdjęcia
Teatr Muzyczny w Poznaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz